Demonstracje w Bangkoku

Dzisiaj rano obudziłam się i zobaczyłam email od TVN24 z pytaniem czy nie zechciałabym skomentować sytuacji w Bangkoku podczas wieczornych wiadomości. Najpierw pomyśłałam, że to żart, potem, że może jeszcze śnię, w końcu była 6.00 rano, potem dotarło do mnie, że to jednak jawa i email jest jak najbardziej serio. Może inni blogerzy, którzy piszą od lat i znani są wirtualnie, mają już takie niespodzianki za sobą, dla mnie był to mój „pierwszy raz” i stres lekko przygniótł, na szczęście już po wszystkim, mam nadzieję, że coś sensownego zdołałam sklecić.

Ale stres pozostał, choć spowodowany czym innym, bo zaczęłam się lekko bać. Do tej pory nikt nic nie mówił o całej sytuacji, mówię tu o moich znajomych nauczycielach, o pokoju nauczycielskim. Czasami ktos coś napomykał i tak naprawde rozmawiałam z jednym znajomym zainteresowanym polityką. Dzisiaj nagle wszyscy siedzieli zaniepokojeni, snując plany ewentualnej ucieczki. Wszyscy planują uciekać do Kambodży, z tymże większość z nich ma motory lub samochody, a ja, cóż – co najwyżej wózek mogę pchać i szybko przebierać nogami. Dopadł mnie niepokój, bo mówi się o odcięciu Internetu, telefonii komórkowej, wody i prądu, mówi się o zamknięciu ruchu lotniczego za dwa dni. W tym wypadku nie będzie można nawet wylecieć i zostaje droga lądowa. Chociaż banki miały być otwarte i obiecały pełne bankomaty, wypłaciłam dzisiaj wszystkie pieniądze, bo zajęcie kont bankowych jest legalne w tym kraju i można stracić wszystkie pieniądze bezpowrotnie. Poza tym zaraz idę nabierać wodę do butelek, tak na wszelki wypadek. Pewnie nie martwiłabym się tak, gdybym nie była tu z Alexem, ale moim zdaniem pokojowe demonstracje będa do czasu i wszystko skończy sie wielką rozróbą i ofiarami smiertelnymi. Ostatnio było ich 70, więc całkiem nie mało. Nie martwię się o życie, czy bezpieczeństwo, martwię się o brak jedzenia, wody pitnej, pieluch i mleka w proszku.

Mówi się o podburzaniu mieszkańców, o tym, że prowokuje się bójki, za które wini się demonstrantów, ba – nawet zastrzelono kilku policjantów – wszystko by spowodować gniew i złość mieszkańców Bangkoku, co mialoby pociągnąć za sobą przemoc i policja, do tej pory neutralna, będzie musiała zacząć działać. A jeśli do akcji wkroczy policja, wkroczy i armia i tu już zacznie się walka na serio i skończy się pokojowa atmosfera. Wszyscy (mówię tu o falangach) są przekonani, że dojdzie do rezlewu krwi, pytanie tylko kiedy. Pytanie jak długo będzie to trwało i jakie skutki pociągnie za sobą.

Dziasiaj, kilka godzin wcześniej, miałam rozmowę w sprawie pracy w Malezji i czekam z niecierpliwością na odpowiedź, choć przyjdzie mi poczekać z tydzień. Nie, moja decyzja o wyjeździe nie była spowodowana sytuacja polityczna, tak się akurat złożyło, że fajna możliwość się pojawiła a wszystko zbiegło się w czasie. Pytanie- dostanę, nie dostanę? Zdołam wylecieć, czy będę musiała jechać do granicy i wylatywać z Kambodży lub innego sąsiedniego kraju? Jest się czym martwić, czy nie? Pytania, pytania, pytania. Czy ktoś ma jakieś pomysły?

14 myśli w temacie “Demonstracje w Bangkoku”

  1. Nie martw sie, przerabialem takie strachy na lachy jak Kosowo uzyskiwalo niepodleglosc. Tez nas mieli ewakuowac, strzelac, na drobnym zamieszaniu i dezinformacji sie skonczylo. Que sera sera, co ma byc to bedzie. Poszukaj sobie czegos w nowym kraju, ale pamietaj: spokonie jak na wojnie…

  2. Brzmi to wszystko poważnie i zaczynam się martwić o Ciebie.
    Zostań, jak tylko możesz w domu, żeby nic Ci się nie stało, choć wiem, że tego typu rzeczy, które opisujesz, np. strata pieniędzy mogą dopaść człowieka wszędzie. Mam jednak nadzieję, że Twój rozsądek i opanowanie pozwoli Ci pzrzetrwać najgorsze.
    Życzę Ci spełnienia marzeń o pracy w Malezji i wreszcie spokojnu ducha.

    A to uczucie, kiedy ktoś z tv albo prasy dzwoni i prosi Cię o parę słów faktycznie potrafi zestresować!

    Wszystko będzie dobrze. Musi być!

    1. Dzieki. Chyba nie jest tak strasznie i mysle, ze to moze byc bardziej upierdliwe niz niebezpieczne, ta cala sytuacja. Prace i tak chce zmieniac – nie wiem czy malezja, czy inna szkola w Tajlandii czy inny kraj, ale w mojej aktualnej szkole nie chce zostac a wlasnie sie konczy rok szkolny wiec trzeba szukac i znalexc naprawde cos sensownego. Moze szkole w Szwecji?? 😉

      1. hahaha! tajski? Nie, no ja umiem wybakac trzy slowa na krzyz… . Domyslam sie, ze nielatwo uczyc w Skandynawii i ze tylko jezykowe zostaja, ale tych pewnei niewiele bo oni maja dobrze angielski w szkolach panstwowych wykladany. Pomysl taki od dawna gdzies w glowie mam, by sie osiedlic w Danii (mam kuzynke) lub Szwecji, ale wlasnie nie wiem, co sensownego robic, bo uczenie angielskiego raczej odpada.

  3. O rany, uwazaj na siebie i synka! Nie wychodz nigdzie, czasem mozna byc w niewlasciwym miejscu w niewlasciwym czasie i po prostu oberwac przez przypadek, nawet jak do Ciebie nikt nic nie ma. Mysle, ze wyjazd (przynajmniej na jakis czas) to dobry pomysl.

    1. Tak źle nie jest, a ja jestem 25 km od demonstracji, nigdy tu nie dotrą. Wyjazd na jakiś czas jest niemożliwy, bo pracuje i albo tujestem albo rzucam pracę.Szukam czegoś nowego, na stałe, ale tu trzeba przejść całe procesy, rozmowy, przeprowadzki, wiec to trwa. Będę dzielna 🙂

  4. Jesli chodzi o prace to jednak Unia Europejska ma te zalety ze obywatele moga przynajmniej w teorii szukac pracy bez zadnych problemow z wizami. A Wielka Brytania juz nie wchodzi w rachube?

    1. Tu z wizą nie ma problemu, tzreba złożyć papiery, zapłacić i tyle, automatycznie się dostanie, jeśli ma sie wymagane wykształcenie itp. Inne czynniki sa wazne – płąca, godziny pracy, kontrakt itd. Anglia? pewnei kiedys trzeba bedzie wrócić, ale im później, tymlepiej. Nie jestem fanką. A opowieści o tym jak super zyje się z benefitów to bajki, miałam okazję sprawdzić, bo Alex się tam urodził i mieszkaliśmy w Londynie rok.

Dodaj odpowiedź do Jak to się robi w Bangkoku Anuluj pisanie odpowiedzi